Brandon Sanderson
Wydawnictwo MAG
fantastyka
cykl Archiwum Burzowego Światła (tom 2)
952 strony
ukończona 20 kwietnia 2015
6. w wyzwaniu 52 książki w 2015 r.
Zobacz też recenzję pierwszej części cyklu.
***
Drugi tom Archiwum Burzowego Światła przypadł mi do gustu znacznie bardziej, niż pierwszy. Po recenzji pierwszego możecie zauważyć, że porównuję często ten cykl do Pieśni Lodu i Ognia George'a R. R. Martina. Tak też działo się i tym razem, choć porównanie wyszło na korzyść powieści Sandersona. Poświęcę ten wpis postaci Shallan Davar i czemuś, co w powieściach uwielbiam...
Cieszę się, że tak dużo miejsca autor poświęcił Shallan. W pierwszym tomie jej postać była dla mnie od samego początku nudna, bezsensowna i denerwująca. Słaba dziewczynka, która decyduje się na kradzież fabriala jednej z najpotężniejszych uczonych świata? Nielogiczne i bardzo przewidywalne. Ale pod koniec autor brutalnie sprowadził mnie na ziemię i pokazał, jak bardzo się myliłem. Shallan dała radę! A w Słowach światłości daje radę jeszcze bardziej!
Z małej, niepozornej, skrzywdzonej przez los dziewczynki staje się mocną i silną kobietą. Jej przemiana była zaskakująca, a późniejszy wątek związany z zabójcami Jasnah Kholin (Jasnah zostaje zabita na samym początku, więc nie jest to chyba zbyt dużym spoilerem) uświadomił mi, że jest ona coś warta i z przyjemnością śledziłem dalsze jej losy. Jak już pewnie kojarzycie, nie lubię retrospekcji. Ale migawki z przeszłości jasności Davar były nawet interesujące! Wyjaśniła się tajemnica śmierci ojca, matki, zaginięcie najstarszego brata i niektóre tajemnice tego mało znaczącego w Jah Keved rodu. Chylę czoła przed panem Sandersonem.
Dalsza część wpisu zawiera spoilery. Jeśli chcesz przeczytać, zaznacz tekst od strzałki do strzałki.
►Związek Shallan z Adolinem wydał mi się z początku dziwnym pomysłem. Książę królewskiego rodu miałby poślubić jakiegoś randomowego rudzielca tylko dlatego, że jego ciotka tak sobie zażyczyła? Ale cóż... Adolin słynie ze słabości do kobiet, a Shallan bądź co bądź ładnym rudzielcem jest i... zaiskrzyło. Zaiskrzyło dość intensywnie, ale, co ważne, nie do porzygu! Sandersonowi udało się wpleść wątek miłosny bez zbędnego słodzenia i powolnego przerabiania powieści w romansidło. Sukces!
Wspomniałem na początku, że napiszę coś o czymś, co uwielbiam. A wiecie, co to jest? To moment, w którym wątki kilku postaci, z początku od siebie znacznie oderwane, łączą się. Tutaj tym momentem było spotkanie Kaladina i Shallan, później ich przygoda w rozpadlinie, aż w końcu wyjawienie Dalinarowi ich prawdziwej natury. Cholernie lubię takie momenty, bo przeważnie podczas nich moja szczęka dotyka podłogi, wydaję z siebie nieartykułowane dźwięki, a ludzie w pociągu dziwnie na mnie patrzą.◄
Miałem nadzieję, że tom drugi spodoba mi się bardziej, niż pierwszy. Nie zawiodłem się. Spodobał się tak, że pod sam koniec zacząłem czytać wolniej, by spędzić w Rosharze kilka dni dłużej... Ale widząc stosik na mojej szafce nocnej zdecydowałem jednak zakończyć swoją przygodę z Archiwum Burzowego Światła i, co mnie smuci, czekać do 2016 roku na kontynuację.
Wierzę, że będzie tak samo dobra, jak dwie poprzednie części. Słowa światłości otrzymują ode mnie zasłużone 10/10, za liczne momenty, w których niekulturalne "o kurwa" samo wychodziło z moich ust.