17 lutego 2015

"Fałszerz" Frederick Forsyth


Frederick Forsyth



Wydawnictwo Amber
thriller/sensacja/kryminał
448 stron
ukończona 17 lutego 2015
4. w wyzwaniu 52 książki w 2015 r.

***
Fałszerz to moje pierwsze podejście do Forsytha, do którego przymierzałem się długi czas. Po świetnym Clancym, MacLeanie czy Ludlumie właśnie przyszedł czas na tego autora. I nie zawiodłem się. Jest to zbiór czterech opowiadań, które są retrospekcją przytaczaną podczas rozmowy o dalszych losach głównego bohatera książki - Sama McCready'ego. 

Nie jestem zagorzałym fanem krótkich form i niechętnie podchodzę do wszelkiego rodzaju zbiorów opowiadań. Jednym z powodów jest duży dysonans jakości poszczególnych tekstów i tak też działo się w Fałszerzu. Pierwsze opowiadanie - Duma i krańcowe uprzedzenie - umiejscowione było w czasach zimnej wojny - o tak, uwielbiam - głównie w Niemczech Zachodnich i ZSRR. Nie ma się do czego przyczepić, jeśli chodzi o budowanie tła historycznego czy politycznego, bo wypadło to wyśmienicie. Sama fabuła była dobra, wciągająca i nieprzewidywalna. Denerwował jedynie wątek morderstwa, choć rozumiem, że był on niezbędny (wpływał na losy prowadzonej akcji). Postać Sama McCready'ego zostaje nam tu wprowadzona i pokazana jako znakomity (choć spalony) agent terenowy, który wprowadza swojego człowieka w świat komunistów. Ocena cząstkowa dla tego opowiadania to mocne 7/10.

Kolejnym opowiadaniem jest Wiano panny młodej, co jest żargonowym określeniem na informacje, jakie może zaoferować zdrajca ojczyzny stronie przeciwnej, zanim zostanie zaakceptowany. No i co tu dużo mówić, głównie o to się rozchodzi, a pokazane było to w bardzo przystępny sposób. Akcja działa się w miarę szybko, od samego początku wciągała i trzymała w napięciu do ostatniej strony, bowiem naszpikowana była licznymi zwrotami akcji. Zawsze mnie zadziwiało, jak autorzy w opowiadaniach znajdowali miejsce na tak częste odwrócenie ról. W tym opowiadaniu McCready był niejako na uboczu, jako obserwator i pomocnik. Bardzo mi się podobał jego tajemniczy kontakt, a wreszcie finałowa akcja w terenie z ich udziałem. Cząstkowa ocena dla tego opowiadania to 8/10.

Następnie w opowiadaniu Ofiara wojny możemy przeczytać o irlandzkich terrorystach z IRA, którzy otrzymali od Muammara Kadafiego broń i materiały wybuchowe w ilości przyprawiającej o zawroty głowy. Znów niestety McCready nie jest głównym bohaterem, a cała akcja powierzona została pisarzowi. W tym opowiadaniu nie mam się do czego przyczepić, poza tym, że było nudne. Nie porwało mnie i niezbyt wkręciło w intrygę. Słabe 5/10.

W końcu dostajemy Podaruj mi trochę Sunshine, które uznałem za bardziej kryminał, niż thriller. Sprawa toczy się wokół zabójstwa, przez większą część opowiadania bohaterowie próbują rozwiązać zagadkowe morderstwo, a Sam McCready dopiero pod koniec wkracza ze swoim szpiegowskim rozwiązaniem. Tu również mi go brakowało, choć dość ciekawa polityczna intryga mi to wynagrodziła. Oceniam na 6/10.

Jak widzicie, według mnie rozbieżność jest spora i mogę śmiało wyłonić zwycięzcę tomu, którym jest Wiano panny młodej. Takie opowiadania chciałbym czytać ciągle i liczę, że znajdę jeszcze niejedną powieść w tym tonie. Polubiłem postać McCready'ego na tyle, na ile można go było polubić po urywkach, jakie przedstawił nam autor. Ale po głębszej analizie postawiłem sobie pytanie - czy czytałem powieść, której bohaterem był nielubiany przeze mnie agent wywiadu? Nie, bo to są właśnie moje klimaty, a ja nie jestem wybredny.

Polecam zbiór każdemu fanowi sensacji i thrillerów, zwłaszcza z okresu zimnej wojny. Ocena ogólna całej książki to 7/10.

16 lutego 2015

"Droga królów" Brandon Sanderson


Brandon Sanderson



Wydawnictwo MAG
fantastyka
cykl Archiwum Burzowego Światła (tom 1)
954 strony
ukończona 4 lutego 2015
3. w wyzwaniu 52 książki w 2015 r.

***
Hmm... Tym westchnieniem mógłbym tę recenzję właściwie zakończyć, bo naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Wszystko zostało już w kwestii Drogi królów w Internecie napisane. Ale postaram się wyłuskać z tej powieści coś jeszcze. Chciałbym podzielić się z Wami moimi odczuciami na temat porównywania Drogi królów do Gry o Tron (porównuję pierwsze tomy obu cyklów).

Zdania są podzielone, choć większość skłania się ku twierdzeniu, że Droga królów jest lepsza. Porównajmy za to fabułę obu tomów. W Grze o Tron mamy wejście z przytupem, autor rzuca czytelnika w wir wydarzeń, tu dziwne istoty zabijają Nocną Straż, tu tragedia Starków i wszystko zaczyna się właśnie w tym momencie, czytelnik chce się dowiedzieć, co działo się potem. Śledzi wydarzenia przeplatane kilkoma wątkami pobocznymi z perspektywy kilku bohaterów. Co mamy w Drodze królów? Jakieś wprowadzenie o pradawnych rycerzach, a później ciekawą, ale niezbyt wciągającą historyjkę, podawaną wielkimi, acz mało treściwymi porcjami. Jest na tyle ciekawa, by chciało się czytać dalej, ale zbyt mało, by porwać i wchłonąć.

Bohaterów w obu tych powieściach również mamy różnych. U Brandona Sandersona są to stonowani żołnierze, skrytobójca i dziewczyna z upadającego rodu. Dla mnie ich sylwetki były po prostu nudne, nie znalazłem nic ciekawego w bohaterach, których mi przedstawiono. Skrytobójca i złodziejka irytowały mnie wręcz, obok Kholinów przeszedłem z obojętnością. Jedynym światełkiem nadziei był dla mnie syn chirurga, którego wątek zapowiada się interesująco. Zobaczymy. Natomiast u George'a Martina praktycznie rzecz biorąc wszyscy bohaterowie zrodzili we mnie skrajne emocje. Jednych bardzo polubiłem, innych bardzo znienawidziłem. I nawet nie mogę znaleźć dobrej pary bohaterów z obu tych powieści do porównania, bo w Drodze królów po prostu wszyscy byli neutralni. Nawet kreowane na czarne charaktery postacie - Gaz lub Sadeas - są niczym przy Joffreyu lub Cersei. O postaci, którą bym bardzo polubił nie wspomnę, bo do żadnej się nie przywiązałem.

Również język i obyczaje bardziej podobały mi się w Grze o Tron. Jestem zwolennikiem ciętego języka, wulgaryzmów (oczywiście nie w formie znaków przestankowych) i scen "łóżkowych" w powieściach fantasy. To jest dla mnie po prostu mus - scena w oberży, wulgarni żołnierze i piękne kelnerki, które są potem poniewierane w malutkich, zawszonych pokoikach na piętrze. W Drodze królów było tego prawie brak. Niestety. 

Pierwszy tom Archiwum Burzowego Światła był - nie porównując już do niczego - bardzo dobrą książką, na pewno sięgnę po następne tomy. Gdybym nie znał Pieśni Lodu i Ognia, to okrzyknąłbym dzieło Sandersona swoją ulubioną serią, ale tak się niestety na razie nie stanie. Daję jednak szansę, bo dobre fantasy to coś, czego mi brakuje. Bez wątpienia Droga królów dobrym fantasy jest, ale niestety - dużo jej brakuje do mistrzostwa Martina.

Mimo wszystko oceniam indywidualnie i będzie to ocena wysoka, bo aż 9/10 i polecam bardzo gorąco.